Znam jedno takie miejsce - łąkę przeciętą leniwym nurtem rzeki - gdzie w lipcowe, ciepłe wieczory obfitują w liczne owady w postaci dorosłej, tańczące frywolnie nad lustrem strumienia. Owe harce zwykle nakręcają bytujące tu ryby do powierzchniowego żeru. Toteż kilka lokalnych meandrów, staje się, na 3 kwadranse przed zachodem słońca, świetnym łowiskiem do praktyk suchej muchy. Zachodzące słońce mieni się purpurą na widnokręgu, zwiastując dzielnego lipienia z płetwą w kolorze nieboskłonu...
A jeśli sucha mucha to mój wybór pada zwykle na 7stopowego "Leonarda" w klasie #3. Jest to (jak dotychczas) moja ulubiona muchówka do delikatnego łowienie suchą. Wczoraj znów dał mi wiele frajdy.
.
środa, 17 lipca 2013
czwartek, 4 lipca 2013
Pierwszy sprawdzian
Udało mi się wczoraj połowić nową wędką. Czasu miałem niewiele, jak zwykle zresztą ostatnimi czasy. Pora dnia jak i temperatura powietrza też nie najlepsza - 3 lipca godzina 13.30. Ale tym razem nie do końca chodziło o ryby. Zamiar był taki, aby przetestować kij pod katem podawania oraz prowadzenia przynęt. Łowiłem żelastwem obrotowym, kogutem własnej roboty i woblerami. Wszystkie wabiki w przedziale wagowym 4 do 12 gram. Wszystkie współgrały bez zarzutów choć najwięcej frajdy dawały rzuty "7-9 gramowe".
Bardzo mnie cieszy kapitalne czucie przynęty. Włókno bambusowe fenomenalnie przenosi drgania, a drewniany uchwyt kołowrotka spasowany z średnicą blanku "na styk" czytelnie przekazuje je na dłoń. Toteż brania ryb, jak i każde trącenie przynęty o przeszkodę, są wyraźne i charakterystyczne.
Poza tym było emocjonująco. Sporo wyjść, podbić i odprowadzeń, choć tylko drobnica. Poważne ryby nie dawały się sprowokować. Może innym razem....
Subskrybuj:
Posty (Atom)